Autor: Sally Andrew
Tytuł: Przepisy na miłość i zbrodnię
Liczba stron: 480
Wydawnictwo: Otwarte
Historia mówi o dziennikarce z małej miejscowości Tannie Marii. Prowadzi ona w lokalnej gazecie rubrykę kulinarną, która niestety z czasem cieszy się coraz mniejszą popularnością. Chcąc nie chcąc musi coś zmienić, jeśli dalej zamiar pisać dla gazety. Postanawia udzielać porad, jednak wplata do nich swoje przepisy kulinarne.
Drogą przypadku wplątuje się w sprawę o morderstwo, za które w pewnym stopniu może czuć się winna. Tannie Maria razem z koleżankami z redakcji postanawia rozwikłać skomplikowaną i tajemniczą sprawę zabójstwa na własną rękę.
Kiedy myślę o książkach należących do grupy "kryminały kobiece" przychodzą mi do głowy dwie książki- "Laura" J.K. Jahansson, która bardzo mnie zawiodła i seria o Cormoranie Strike'u napisaną przez Roberta Galbraitha, czyli J.K.Rowling. Seria ta była dla mnie zdecydowanie pozytywnym zaskoczeniem, jednak myśląc o grupie tego typu książek moje uczucia są mieszane, dlatego do Przepisów na miłość i zbrodnie podeszłam z dużym dystansem. Od kryminału wymaga się porządnego wątku detektywistycznego, a kobiety niestety często odkładają go na dalszy plan, w zamian skupiając się na romansie. Na szczęście w końcu udało mi się trafić na dobrze napisany kobiecy kryminał. Proporcje są idealne- najpierw wątek zagadki, a później miłosny. Nic nie było tu pisane na siłę, widać, że autorka bez problemu łączyła wszystko w jedną spójną całość. Więc tak, teraz mogę powiedzieć, że nareszcie jest dobry kryminał kobiecy.
Książka cały czas utrzymuje właściwą atmosferę, w sumie nawet dwa otoczenia. Pierwszym, przewodnim jest morderstwo, ale gdzieś z tym zawsze łączy się drugi "klimat" -gotowanie. Dla mnie Sally jest zdecydowanie mistrzynią opisywania potraw, czytając jej barwne opisy, niemal się czuje zapach i od razu ma się chętkę na zjedzenie czegoś dobrego.
Powieść jest dynamiczna, chociaż dynamika jest dość specyficzna. Z pewnością na początku towarzyszy uczucie, że każda strona się dłuży, a akcja wcale nie posuwa się do przodu. Nic bardziej mylnego. Nie do spojrzy się a już jesteśmy w połowie, a zaraz dociera się do finału. Kiedy trzeba zastanowić się nad zagadką, która jest najważniejszym elementem to na pewno śmiało można powiedzieć, że jest ona ciekawa i wszystkie wydarzenia, które dążą do poznania rozwiązania są spójne. To co mi się nie podobało w tej książce to to, że według mnie bohaterce za łatwo odkrywało się różne, prawie niezauważalne szczegóły, uważam, że przez to historia straciła trochę realizmu.
Z pewnością cieszę się, że mogłam zapoznać się z tą pozycją, nie ukrywam, że bardzo przypadła mi do gustu. Z tego co wiem jest to pierwsza część cyklu, czy sięgnę po następne tomy, jeszcze nie wiem, ale zdecydowanie polecam wam Przepisy na miłość i zbrodnię, jeśli chcecie przeczytać dobry kobiecy kryminał.
ocena: 7/10
Dziękuję wydawnictwu Otwarte za możliwość przeczytania książki.